koszyki_744

NA TROPIE GLUTENU

koszyki_744

Pierwszą umiejętnością, którą każda osoba przechodząca na dietę bezglutenową musi nabyć jest… robienie zakupów. Jest to czynność oczywista, codzienna, wręcz automatyczna i dlatego właśnie dla wszystkich nowych „bezglutenowców”, na początku tak trudna.

Gluten jest, niestety, bardzo chętnie wykorzystywany w przemyśle. Jako stabilizator, nośnik aromatów, zagęszczacz… Produkty z jego dodatkiem to nie tylko jedzenie, ale również kosmetyki, produkty higieniczne, leki. Dlatego przechodząc na dietę eliminującą gluten warto przyswoić i zapamiętać kilka podstawowych zasad, którymi trzeba się kierować ucząc się zakupów na nowo:

1.Produkty ze znakiem Przekreślonego Kłosa.
Na szczęście dla wszystkich osób na diecie bezglutenowej, z każdym miesiącem jest ich w sklepach coraz więcej. Można je znaleźć na osobnych regałach, ale również (i coraz częściej)  po prostu w poszczególnych działach sklepu.
Należą do nich: mąki, pieczywo, kasze, makarony, wędliny, gotowe dania, desery, napoje alkoholowe.
Znak Przekreślonego Kłosa jest międzynarodowym symbolem i gwarantuje, że produkt nim oznaczony jest w pełni bezpieczny.
W Polsce nadawany jest przez Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej. Jego obecność jest niezbędna gdy kupujemy produkty, których skażeniem glutenem jest bardzo prawdopodobne, czyli pieczywo, mąki, kasze, makarony, grysiki, płatki śniadaniowe, itp.

2.Etykiety. W Polsce obowiązuje prawo europejskie nakazujące producentom żywności wyróżnianie w składzie produktów uznanych za alergizujące, w tym glutenu.
Nawet oznaczenia typu „może zawierać… ”  należy traktować jako wyraźne ostrzeżenie, że w procesie produkcji mogło dojść do skażenia tym składnikiem. I mimo iż takie ostrzeżenia coraz częściej pisane są „na wszelki wypadek”, lepiej z takich produktów rezygnować. Należy też pamiętać, że gluten w składzie to również: skrobia pszenna, słód jęczmienny, konserwanty rozpoczynające się formułą E 14… (pomiędzy 1404 a 1452).
Ma to znaczenie zwłaszcza w przypadku produktów pochodzących spoza Unii Europejskiej.

3.Pakowane, znaczy pewniejsze. Należy być uważnym przy zakupie produktów na wagę: wędlin, serów, suszonych owoców.
Zawsze w takich przypadkach należy poprosić o opakowanie zbiorcze zawierające skład produktu. Określenia „tradycyjne”, „naturalne”, „jak za dawnych czasów” są często jedynie chwytem marketingowym i można się mocno zdziwić co kryje się w takiej żywności.

Ponadto, podczas krojenia, przechowywania, ważenia, czy też pakowania takiego produktu, może dojść do skażenia glutenem. Dlatego warto z takich produktów z góry zrezygnować.

4.Kto pyta, nie błądzi. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości zawsze warto zapytać o skład, metody przechowywania lub produkcji sprzedawcę, albo samego producenta.
Dzięki bezpośredniemu kontaktowi z producentem, można się np. dowiedzieć, że popularny baton Sneakers jest produktem bezglutenowym.

5.Ostrożności nigdy nie za wiele. Nawet w przypadku produktów wydawałoby się, nie mających nic wspólnego
z glutenem. Puszki, mrożonki, pakowane suszone owoce, orzechy, pestki, nabiał, przyprawy, a nawet wino, mogą zawierać (nie tylko) śladowe ilości glutenu.
Znane i bezpieczne nam produkty również warto regularnie przeglądać pod kątem składu. Producenci nie rzadko zmieniają technologię produkcji.

6.Gluten jest dobrym nośnikiem aromatów i barwników. Więc zaszkodzić może nawet niewinnie wyglądająca herbata aromatyzowana. A wspomniane mrożonki? Pochodne mąki pszennej to świetny przeciwzbrylacz produktów mrożonych…

7.Zakupy w internecie. Warto znaleźć dobry sklep oferujący sprawdzone i bezpieczne produkty bezglutenowe.
I zamiast biegać od sklepu do sklepu („tu są parówki, w tamtym bezglutenowa wędlina, a jeszcze w innym ulubiony makaron”) robić regularne zakupy „zbiorcze”.
A w domu znaleźć miejsce na zapasy mąki, kasz, bułki tartej, bezglutenowego sosu sojowego lub kisielu. Dzięki temu oszczędzamy czas i mamy pewność, że to co nam niezbędne, mamy zawsze pod ręką.

Na początku te wskazówki mogą brzmieć przerażająco, a wyprawa po codzienne zakupy stać nie lada wyzwaniem.
Ale z każdym dniem, tygodniem, miesiącem, nowe nawyki stają się nie tylko codziennością, ale oczywistością.
A wnikliwe poznawanie składów kupowanych rzeczy, bardzo często skutkuje przejściem na świadomą, o wiele zdrowszą dietę.
Nie tylko bezglutenową.

inna_fasolka

FASOLKA INNA NIŻ WSZYSTKIE

inna_fasolka

Składniki:

  • 1kg fasolki szparagowej (dowolnego koloru)
  • 4 łyżki oliwy z oliwek
  • 2,3 łyżeczki kremowego octu balsamicznego
  • 3 ząbki czosnku
  • garść świeżego tymianku
  • starty parmezan (świetnie sprawdza się wegański)
  • sól himalajska
  • pół łyżeczki cukru trzcinowego

Fasolkę obieram, ale tylko z jednej strony, zostawiam jej „ogonki”; myję i gotuję w wodzie z solą i odrobiną cukru trzcinowego. Gdy jest już na wpół miękka, odcedzam i czekam aż wystygnie. W tym czasie rozgniatam ząbki czosnku i łączę je z oliwą. Polewam nimi schłodzoną fasolkę, potem dekoruję artystycznymi „maziajami” z octu balsamicznego (musi być koniecznie w swojej gęstej wersji) oraz posypuję świeżym tymiankiem i parmezanem.

I już.

Przepis należy do najłatwiejszych na świecie, ale jest naprawdę sprawdzony i pyszny.

ekologia_pole_744x496

BIAŁA KOSZULA

ekologia_pole_744x496

Z racji swojej zawodowej pasji ( bioalga.pl ) często mam okazję rozmawiać z rolnikami, sadownikami, ogrodnikami. Cenię sobie bardzo te rozmowy, wiele się z nich nieustająco uczę. Rzecz jest miła i oczywista gdy przychodzi mi rozmawiać z osobami, którym ekologia nie jest obca. Wyzwaniem są rozmowy z tymi, którzy z upraw konwencjonalnych starają się przejść na naturalne. Jest to zderzenie dwóch światów, dwóch z goła odmiennych perspektyw patrzenia na przyrodę. Czym jest, czego potrzebuje, jak powinno się ją traktować, by z niej korzystać, nie niszcząc.

Trudno mi przyjąć perspektywę, w której zboża, drzewa, warzywa, stają się rodzajem przedmiotu, produktu. Do uprawy którego rolnik dostaje przygotowaną wcześniej od producenta nasion lub nawozów rozpiskę co kiedy lać, czym pryskać, czym nawozić. Znika roślina, jest tabelka. Czy czegoś potrzebuje czy nie, staje się sprawą drugorzędną. Co z tego, że nie atakują jej szkodniki. Jest termin – pryskamy. W maskach, ubraniach ochronnych, rękawicach. Co z tego, że po oprysku przez kilka dni nie można wyjść z domu. Rozpiska rządzi.

Najbardziej jednak zadziwia mnie podejście do ziemi. W konwencjonalnym myśleniu jest jedynie podłożem, materiałem na którym wzrastają plantacje, zboża, sady. I traktują ją tak ludzie, którzy z niej żyją, dla których kontakt z przyrodą jest codziennością, a nie niedzielnym wypadem za miasto. Zastanawia mnie kiedy zaszedł ten proces oderwania od praw natury, zanik obserwacji tego co nas otacza. W którym momencie zachłyśnięcie się naukowymi tabelkami i wykresami przysłoniło obraz faktyczny? Po latach kurczowego trzymania się wytycznych koncernów przychodzi zaskoczenie. Ta wciąż nawożona ziemia coraz gorzej współpracuje z człowiekiem. Mimo kolejnych nakładów środków milczy i daje coraz mniej plonów. Wówczas nadchodzi czas refleksji i początek trudnych rozmów co dalej zrobić i jak jej pomóc.

Czytający te słowa może się zastanawiać po co zajmować się tym co myśli rolnik lub sadownik. A ja uważam, że trzeba i to koniecznie. To właśnie od ich światopoglądu zależy co znajduje się na sklepowych półkach, a w efekcie na naszych talerzach. Od tego zależy nasza jakość życia, zdrowie, samopoczucie. I jeśli ich spojrzenie na świat się zmieni, zmieni się i nasza codzienność. Na lepsze.

Był kiedyś na wsiach taki zwyczaj, do dziś jeszcze gdzieniegdzie kultywowany, że do pierwszego wyjścia wiosennego w pole rolnik zakładał najlepszą, białą koszulę. Ten gest był oznaką szacunku dla ziemi, od której urodzajności zależało przecież życie jego i jego najbliższych. Wtedy jeszcze pamiętano, że ziemia to żywy organizm, któremu należy się nie tylko szacunek, ale i odrobina pokory. Nie na darmo do dziś w naszym języku mówimy, że ziemia rodzi… Wystarczy nad znaczeniem tego słowa się zatrzymać. I pamiętać.

pierogi-744_496

NIEZAWODNE CIASTO NA BEZGLUTENOWE PIEROGI

pierogi

Zrobienie bezglutenowych, domowych pierogów, w mojej prywatnej skali trudności, jest mistrzostwem świata. Ze względu na brak glutenu albo się nie lepią, albo pękają po wystygnięciu, albo rozpływają podczas gotowania, albo jeżeli cudem są całe, to niemiłosiernie twarde. Łatwo nie jest…

Kilka lat temu miałam przyjemność brać udział w warsztatach gotowania Polskiego Stowarzyszenia Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej. I tam poznałam przepis na ciasto pierogowe doskonałe. W oryginale polecana jest mieszanka mąk na pierogi i naleśniki, ale ponieważ do składu takich mieszanek podchodzę z rezerwą, z czasem nabrałam odwagi i zamieniłam ją na mąkę bez ulepszaczy. Tym, którzy dopiero uczą się kuchni bezglutenowej, na początek bardzo polecam taki mix (wybierzcie jak najmniej „ulepszony”).

Składniki:

  • 250g mąki ryżowej
  • 250g uniwersalnej mąki bezglutenowej
  • 200-250ml gorącej wody (jej ilość zależy od pogody; w słoneczne, suche dni będzie potrzeba jej więcej)
  • 4/5 łyżek oleju
  • szczypta soli
  • 1 jajko
  • 5 łyżek siemienia lnianego

Siemię lniane zalać połową szklanki gorącej wody. Odstawić aż napęcznieje, przecedzić.

Połączone mąki zalać gorącą wodą, dodać szczyptę soli. Wymieszać łyżką i odstawić do przestygnięcia. Dodać olej, jajko, przecedzoną wodę z parzenia siemienia. Zagnieść ciasto. Jeśli jest zbyt twarde, dodać trochę gorącej wody, wyrobić i poczekać aż woda się wchłonie.

Wyrobione ciasto przykryć ściereczką i odstawić na 5 minut.

Wyrabiać na bieżąco, małymi partiami. Rozwałkowywać lekko posypując mąką (nie wolno przesadzić, inaczej pierogi nie będą się chciały lepić), wycinać szklanką kółka i nadziewać przygotowanym nadzieniem. Gotować przez 1 minutę od wypłynięcia, w wodzie z dodatkiem oleju. W trakcie formowania pierogów resztę ciasta trzymać pod przykryciem aby nie stygło i nie wysychało. Jeśli pierogi nie chcą się zlepić, ich brzegi można delikatnie posmarować białkiem.

Ugotowane pierogi wyłożyć na talerz posmarowany olejem, tak by na siebie nie nachodziły. Po obsuszeniu, przełożyć na drugą stronę.

Czym napełnicie pierogi, zależy wyłącznie od Waszej inwencji. Moim ulubionym farszem jest kasza gryczana z tofu i przesmażaną cebulką. A teraz zaczyna się sezon truskawkowy więc będę lepić i ja. Smacznego 🙂

jezeli_nie_mleko_to_co

JEŻELI NIE MLEKO, TO CO?

jezeli_nie_mleko_to_co

O tym, że mleko krowie, zwłaszcza w wersji najbardziej rozpowszechnionej w sklepach, raczej nam nie służy, słyszymy i czytamy coraz więcej i częściej. W moim domu mleka nie ma od lat. Przede wszystkim z powodu alergii mojej i syna. Ale osobom z celiakią też nie jest rekomendowane; laktoza skutecznie spowalnia i osłabia wchłanianie składników odżywczych, i tak już nie działającego idealnie jelita cienkiego.

Najłatwiej zamienić jest mleko w czystej postaci na mleka roślinne. Są łatwo dostępne i do wyboru mamy przeróżne warianty smakowe. Są też łatwe do zrobienia w domu. Oprócz tego:

  • nie mają cholesterolu, a pozytywnie wpływają na obniżenie jego poziomu we krwi
  • są łatwostrawne i łatwo przyswajalne
  • zawierają wiele cennych składników odżywczych
  • są bezglutenowe (owsiane wyłącznie ze znakiem przekreślonego kłosa)
  • są niskokaloryczne i w większości nisko tłuszczowe

MLEKO SOJOWE – najbardziej uniwersalne mleko roślinne. Świetnie spienia się do kawy, dobrze smakuje z płatkami śniadaniowymi lub w koktajlu owocowym. Idealna baza do czekolady na gorąco. Z soi produkowane są też śmietany, które w kuchni śmiało można używać do zabielania zup, robienia kremów, sosów, itp.

Mleko sojowe jest produktem wysokobiałkowym, zawiera żelazo, potas, magnez, wapń i witaminy z grupy B. Polecane zwłaszcza kobietom, wg TCM wyjątkowo dobrze odżywia yin.

Niestety, przy jego wyborze należy szczególnie uważać: większość dostępnej na rynku soi jest modyfikowana genetycznie. Dlatego warto kupić takie, które ma przekreślony znak „gmo”.

MLEKO MIGDAŁOWE – zdrowa i bezpieczna alternatywa dla mleka krowiego. Ma dość charakterystyczny, nie przez wszystkich lubiany zapach.

Zawiera dużą ilość magnezu, wapnia, żelaza, potasu, cynku i witaminy E. Polecane jest osobom z zaburzeniami układu krążenia, układu pokarmowego, cierpiącym na anemię, zaburzenia pracy wątroby. Obniża poziom cholesterolu, przeciwdziała osteoporozie.

MLEKO RYŻOWE – lekkie i naturalnie słodkie. Najczęściej jest stosowane do płatków śniadaniowych, kawy, ciast. Z dodatkiem mleka migdałowego świetnie się spienia. Jest dość wodniste, dlatego gorzej wypada jako „zabielacz”.

Łatwostrawne. Nie alergizuje, łagodzi schorzenia układu pokarmowego.

MLEKO OWSIANE – jest nie tylko wyjątkowo zdrowe, ale i smaczne. Na rynku dostępne są też śmietany owsiane. Świetnie, i mleko i śmietana, sprawdzają się podczas gotowania i pieczenia.

Mleko owsiane posiada wysoką zawartość błonnika, kwasu foliowego. Zapewnia też dużą porcję m.in. kwasy linolowego i przeciwutleniaczy. Obniża poziom cholesterolu. Jest produktem wysoko węglowodanowym. Zawiera więcej wapnia niż mleko krowie, a dodatkowo jest to wapń łatwo przyswajalny przez organizm.

MLEKO ORZECHOWE – może być z orzechów włoskich, laskowych lub nerkowca. Bardzo smaczne, o mocnym aromacie. Lubiane bardzo przez dzieci. Z dodatkiem kakao i syropu daktylowego jest świetnym napojem-deserem. Najlepiej sprawdza się serwowane na zimno. Podczas obróbki termicznej traci nie tylko swe cenne właściwości, ale i zmienia smak (zwłaszcza to z orzechów laskowych).

Posiada największą ilość przeciwutleniaczy ze wszystkich mlek roślinnych. Zapobiega chorobom układy krążenia i cukrzycy, a dzięki dużej zawartości kwasów tłuszczowych omega 3 i 6, selenu, cynku, miedzi, magnezu działa pozytywnie na pracę mózgu.

MLECZKO KOKOSOWE – to pyszna alternatywa mleka i śmietany krowiej. Świetnie smakuje jako zabielacz nie tylko azjatyckich zup, ale również pomidorówki, czerwonego barszczu, zupy cytrynowej, a nawet ogórkowej. Nieocenione przy przygotowaniu deserów: bitej śmietany, kremów, lodów.

Zawiera i dużo tłuszczu, i kalorii. Dlatego nie jest polecane do codziennego stosowania. Ale z drugiej strony posiada cenne witaminy (z grupy B oraz C i E), minerały (żelazo, magnez, fosfor, wapń, potas i selen) oraz kwas foliowy.

 

Na rynku dostępne są również mleka roślinne wieloskładnikowe. Warto je popróbować i znaleźć to, które smakowo jest nam najbliższe. Dzięki temu, że z każdym rokiem zyskują na popularności ich wybór jest naprawdę duży, ceny coraz lepisze i znaleźć je można już w prawie każdym sklepie. Co ważne: wybierając gotowe mleko roślinne należy uważnie przeczytać etykietę. Nie powinno być dosładzane, aromatyzowane, zagęszczane, pasteryzowane, konserwowane, itp. Im bardziej naturalne, tym zdrowsze. 

zupa_zur_744_496

BEZGLUTENOWY ŻUREK WIELKANOCNY

zupa_zur_744_496

Ile domów, tyle przepisów na wielkanocny żurek. Mój to wariacja na temat żurku i zalewajki, czyli łódzko-bezglutenowy żurek w wersji wegańskiej, wegetariańskiej lub mięsnej.

Składniki:

  • bezglutenowy zakwas gryczany – zobacz przepis
  • 5/6 ziemniaków
  • 1 duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • śmietana sojowa
  • 2/3 suszone prawdziwki
  • 2 liście laurowe
  • kilka owoców suszonego jałowca
  • sól, pieprz
  • 3 łyżeczki chrzanu
  • olej rzepakowy
  • parzona biała kiełbasa lub jajka na twardo

Do garnka wlewam niewielką ilość wody i doprowadzam do wrzenia. Wrzucam czosnek, suszone grzyby, liście laurowe, jałowiec, pokrojone ziemniaki. Zagotowuję do miękkości. W czasie gdy ziemniaki się gotują, drobno posiekaną w kostkę cebulę podsmażam na oleju na kolor bursztynowy. Do miękkich ziemniaków dolewam żur i zagotowuję na małym ogniu. Po kilku minutach zabielam śmietaną i dorzucam podsmażoną cebulę. Odstawiam do wystygnięcia. Gdy zupa jest już tylko ciepła, posypuję pieprzem, dosalam i dodaję chrzan. Podaję bez dodatków albo z wkrojoną na talerz białą kiełbasą i jajkiem.

Jeśli ktoś nie stroni od mięsa, polecam zupę zrobić na wywarze z białej surowej kiełbasy. Reszta przepisu pozostaje niezmienna.

Smacznego!

zakwas_wzielonegramy

BEZGLUTENOWY ZAKWAS NA WIELKANOCNY ŻUR

zakwas_wzielonegramy

Żurek wielkanocny i codzienna zalewajka, tak charakterystyczna dla kuchni regionu z którego pochodzę, były tymi daniami, które w momencie przejścia na dietę bezglutenową wydawały mi się straconymi na zawsze.

Zaczęłam jednak szukać inspiracji w internecie, próbować sama w domu, aż w końcu udało się. Stworzyłam własny przepis na ten wyjątkowy wielkanocny przysmak. Oto on:

Składniki:

  • 200g kaszy gryczanej niepalonej
  • 400ml przegotowanej wody źródlanej
  • 4 ząbki czosnku
  • 2,3 liście laurowe
  • majeranek

Kaszę gryczaną bezglutenową (z przekreślonym kłosem) mielę na mąkę. Czosnek obieram i przekrawam wielokrotnie wzdłuż. Przesypuję mąkę do glinianego garnka, dodaję majeranek (całkiem sporo, lubię jego wyrazisty smak), liście laurowe, czosnek. Zalewam całość ciepłą wodą. Mieszam wszystkie składniki, przykrywam garnczek (ale tak aby dostawało się do niego powietrze) i odstawiam w ciepłe miejsce. Codziennie zbieram z wierzchu powstałą pianę i mieszam składniki. Po 4, 5 dniach zakwas jest gotowy. Wówczas zlewam go po wymieszaniu do szklanego naczynia, zakręcam i wstawiam do lodówki.

Ważne:

Zakwas mieszamy drewnianą łyżką!

Dla mnie ten zwyczaj ma dodatkowe znaczenie. Jest spotkaniem z rodzinną tradycją. Do mieszania zakwasu używam mieszadełka odziedziczonego po mojej Babci przez Mamę, a mnie przekazanego gdy zaczęłam prowadzić własny dom. Lubię niepozorne przedmioty z historią. A w czynnościach oczywistych odnajdywać wspomnienia. Czego i Wam życzę 🙂

klosy_744_496

PRZEKREŚLONY KŁOS JEST WAŻNY

klosy_744_496

Za produkty z natury bezglutenowe uważa się wszystkie, które nie zawierają w składzie żadnej domieszki pszenicy, jęczmienia i żyta w formie naturalnej, przetworzonych oraz ich pojedynczych składowych. Definicja prosta i oczywista. Pozornie.

1.Etykiety. Na szczęście obecne prawo nakłada już na producentów obowiązek wyróżniania składników alergizujących zawartych w danym produkcie. Stąd na etykietach podkreślenia mleka, pszenicy, orzeszków arachidowych oraz zdania „produkt może zawierać…”, „w zakładzie produkcyjnym używa się …”, itp.

Te pierwsze są jasnym komunikatem, a drugie ostrzeżeniem, które warto wziąć pod uwagę gdy wahamy się czy kupić coś, czy nie. Ja w takiej sytuacji, gdy coś bardzo mi się podoba albo mam problem ze znalezieniem zamiennika, często piszę albo dzwonię do producenta wypytać o szczegóły. Zwykle spotyka się to z dużym zrozumieniem i chyba nie zdarzyło mi się aby ktoś nie chciał udzielić mi wyczerpujących informacji.

Jednak trzeba pamiętać, że nadal producent nie musi (i chętnie z tego korzysta) wprowadzać do opisu tych składników, których ilość nie przekracza 1% produktu…

2.Pochodzenie. Na rynku jest wiele produktów, które powinny być bezglutenowe, a niekoniecznie muszą. Mam na myśli te, które wyprodukowano poza granicami UE i Ameryką Północną. I choć nie zakładam, że azjatycki producent mąki ryżowej jednocześnie miele i sprzedaje mąkę pszenną, to należy być ostrożnym. Zasady etykietowania produktów w różnych krajach są różne. Warto zachować rozsądek.

3.Przechowywanie. Ponieważ dieta bezglutenowa cieszy się ostatnio dużą popularnością, coraz więcej jest na półkach zwłaszcza pieczywa, które biorąc pod uwagę skład, można uznać za bezglutenowe. I nawet jeśli tak jest rzeczywiście i np. chleb kukurydziany został wypieczony wg zasad gwarantujących bezglutenowość, to ułożenie go na półce przytulonego do żytnich bułeczek lub w koszu, w którym wczoraj leżały bagietki pszenne, kończy jego żywot produktu bezglutenowego. Nie bez powodu pieczywo i produkty bezglutenowe są bardzo szczelnie zapakowane. Kiedyś ze zgrozą obserwowałam jak przemiła skądinąd Pani Sprzedawczyni kroiła maszyną wszelakie pieczywo, jedno po drugim. Nie polecam takich eksperymentów.

4.Produkcja. No dobrze, idziemy do sklepu i sięgamy na spokojnie po produkt, który na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z pszenicą, żytem lub jęczmieniem, np. po mąkę gryczaną. Czy możemy spokojnie ją kupić? No właśnie nie. Niezwykle ważne w przypadku produktów bezglutenowych jest miejsce produkcji i przetwarzania ziaren. A mąki, płatki, kasze zwykle powstają w młynach lub zakładach gdzie przez linie produkcyjne przechodzą po sobie lub obok siebie wszystkie możliwe zboża. I z pozoru niewinna i bezglutenowa kasza jaglana może mieć zawartość glutenu równą kromce chleba pszennego (!!!).

ZNAK-AOECS-300x300

I właśnie dlatego zawsze będę zachęcać do kupowania produktów z symbolem przekreślonego kłosa. Jedynie wtedy mamy gwarancję, że jest to produkt całkowicie bezpieczny. I że na każdym etapie produkcji, od przysłowiowego „ziarna do chleba” nie miał kontaktu z glutenem. Wiem, są droższe, trudniej dostępne, a ich skład pozostawia czasem wiele do życzenia. Ale jeśli nie decydujemy się na samodzielne gotowanie i pieczenie wszystkiego co jemy, jest to jedyny bezpieczny wybór.

 

***

Świadomie ze zbóż zawierających gluten wyeliminowałam owies. Coraz więcej badań dowodzi, że zawarty w nim typ glutenu jest obojętny dla osób uczulonych na ten alergen lub chorych na celiakię. Ale to indywidualna sprawa i każdy musi sam sprawdzić jak na niego reaguje. Mam to szczęście, że owies mojemu dziecku nie szkodzi.  Uwielbiamy chleb, ciastka i inne owsiane wypieki. Ale wyłącznie z mąki ze znakiem przekreślonego kłosa, oczywiście 🙂

serce_pszeniczne_wzielonegramy_744_496

TO CO JA MAM TERAZ JEŚĆ ?

 

serce_pszeniczne_wzielonegramy_744_496

 

Dziewięć lat temu otworzyłam kopertę z wynikami badań córki. Nie pozostawiały żadnych wątpliwości: celiakia. Pamiętam do dziś, jak w głowie pojawiło się dręczące pytanie „Co dalej?”.

W księgarniach próżno wówczas było szukać jakichkolwiek publikacji, internet też nie zachwycał; nawet lekarzom trzeba było wyjaśniać, że „z tego się nie wyrasta” i prosić o sprawdzenie zapisywanych leków pod kątem obecności glutenu. Albo robić to samodzielnie, najczęściej.

Od tamtego czasu bardzo wiele się zmieniło. W każdym sklepie sieciowym są już dobrze zaopatrzone regały ze zdrową żywnością (skądinąd zawsze mnie bawi to określenie, bo jeśli jeden regał jest „zdrowy”, to co myśleć o reszcie asortymentu?), a tam jest miejsce na produkty bezglutenowe, bezmleczne, niskobiałkowe, itd. … Czy aby na pewno są zdrowe, o tym jeszcze będę pisać, ale są i można kupić to, co niezbędne.

Za nami są też trudne rozmowy. Okres buntu i smutku. Dziś moje dzieci same pilnują czy to, czym są obdarowywane lub częstowane na pewno jest tym, co powinny jeść. I nie czują się inne od rówieśników.

Mamy to szczęście, że mieszkamy w aglomeracji, w której „miejscy drwale sączący sojową latte” wytyczyli proste ścieżki dla osób na dietach „bez”. W centrum łatwiej dziś znaleźć wszystkie możliwe warianty kuchni wegańskiej czy wegetariańskiej, gdzie roi się od dań bezglutenowych i uwzględniających przeróżne diety eliminacyjne, niż knajpę z dobrym schaboszczakiem. Gdy zaczynamy podróżować po Polsce bywa różnie, czasem naprawdę trudno. Ale miłe, że po latach pakowania wielkich siat z jedzeniem, dziś nasz jedzeniowy bagaż podręczny zredukowaliśmy do niezbędnego minimum.

Mimo to, czas wprowadzania tak radykalnych zmian w nawykach żywieniowych nie jest łatwy. Budzi wiele pytań, wątpliwości. Poczucie chaosu i zagubienia długo towarzyszy codzienności. W myślach żegnamy się się, często na zawsze i niepotrzebnie, z wypadami na miasto, wakacyjnym all inclusive, rodzinnymi obiadami lub ulubionymi dotąd daniami. A pierwsze samodzielne próby przygotowania czegoś „bez…, i bez… i bez…” nie raz kończą się totalną katastrofą.

Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami moimi doświadczeniami. Od kuchennych trików, poprzez sprawdzoną wiedzę naukową, przepisy, które na pewno nie zawiodą, aż po restauracyjno-zakupowy sovir-vivre, który da Wam pewność, że jecie to, co na pewno Wam nie szkodzi, a kucharz z uśmiechem na ustach przygotuje dla Was coś „a la carte”.

Chciałabym, abyście poczuli to, co i do mnie dotarło po jakimś czasie. Że dieta eliminacyjna to nie skaranie boskie, a szansa. Gdyby nie moje dzieci, do dziś bez zastanowienia wrzucałabym do koszyka na co przyjdzie mi ochota i nigdy nie zagłębiłabym się w skład gotowych produktów. A moje wizyty w aptece byłyby codziennością.

Uprzedzam jednak, nie jestem żywieniową purystką. Lubię gotować, ale nie lubię przesiadywać godzinami w kuchni. Gdy nie mam czasu, jadę po gotową pizzę bezglutenową do hipermarketu i dopiero w domu doprawiam ją po swojemu (ok, to nie jest pierwsza lepsza pizza, ale o tym niebawem). A na długiej trasie nie eksperymentuję i gdy skończy się domowy prowiant, a głód nie ustępuje, skręcam bez wahania na widok znanej na całym świecie żółtej, wielkiej litery. Na bezglutenowe frytki. Niektórzy z Was pewnie się teraz zastanawiają czy mogą być glutenowe. Mogą.

I dlatego będę o tym dla Was pisać.

beeyard-50391_1920

PROPOLISOWA CUD-NALEWKA

beeyard-50391_1920

Ta nalewka w moim domu jest od zawsze. Stosowana na wszystkie możliwe dolegliwości. I zawsze niezawodna. Kiedyś leczyli mnie nią moi rodzice, teraz ja leczę swoje dzieci. Z czasem poszerzyłam zakres jej zastosowań o nowe dolegliwości.

Składniki:
30g świeżego propolisu (powinien być lekko błyszczący i dość miękki)
100g spirytusu (70 lub 96%)

Na początek propolis, kupiony prosto z pasieki, należy oczyścić z widocznych zanieczyszczeń. W tym celu zalewamy go zimną wodą i odczekujemy chwilę. Następnie płuczemy na sitku, mielemy i zalewamy spirytusem. Najlepiej od razu w butelce z ciemnego szkła. Mieszamy jak długo się da (najlepiej 30 minut), a następnie odstawiamy w ciemne miejsce na 6 dni. Codziennie przez kilkanaście minut roztwór mieszamy energicznie potrząsając. Po prawie tygodniu butelkę na 2 godziny wkładamy do lodówki, wyjmujemy i filtrujemy przelewając przez gazę. Nalewka jest gotowa. Można ją rozcieńczyć odpowiednią dawką spirytusu do pożądanego stężenia. Ale ja nic w niej już nie zmieniam.

Przechowywać w ciemnym, szklanym opakowaniu, z dala od światła.
Niestety, propolis bardzo brudzi i pozostawia trudne do usunięcia plamy więc zalecam uwagę…

STOSOWANIE

Bóle gardła, nieżyty górnych dróg oddechowych, chrypa, kaszel, angina, grypa
20 kropli na łyżkę cukru (trzymać w ustach aż do rozpuszczenia).
40 kropli na pół szklanki przegotowanej, letniej wody (do płukania gardła i jamy ustnej lub w przypadku problemów żołądkowych do wypicia małymi łyczkami).

Zranienia, oparzenia, zmiany grzybiczne
30-40 kropli na pół szklanki wody. Przemywać 2/3 razy dziennie.

Afty, zapalenie dziąseł, ból zęba
przykładać nasączony wacik lub patyczek kosmetyczny do chorego lub bolącego miejsca (kilka razy dziennie).

Zajady, zmiany trądzikowe na skórze, pęknięte usta
nasączony nalewką patyczek kosmetyczny przyłożyć do zmiany skórnej i przez chwilę przytrzymać (2/3 razy dziennie).

Nieżyt żołądka, niestrawność, efekt przejedzenia, ból wątroby.
– 40 kropli na pół szklanki przegotowanej, letniej wody – pić małymi łyczkami.

Wzmacnianie odporności
20/30 kropel na pół szklanki ciepłej, przegotowanej wody. Można dodać łyżeczkę miodu. Pić co najmniej 1 raz dziennie w okresie przesileń jesiennych i wiosennych.

Pierwsze objawy przeziębienia
– 15 kropli nalewki na łyżeczkę cukru, co 2/3 godziny.

Nadciśnienie
30 kropli nalewki na pół szklanki przegotowanej, ciepłej wody. Pić raz dziennie.

Propolis, jak każdy preparat pszczeli, niestety może uczulać. Dlatego przy pierwszym stosowaniu zalecam ostrożność.