Z racji swojej zawodowej pasji ( bioalga.pl ) często mam okazję rozmawiać z rolnikami, sadownikami, ogrodnikami. Cenię sobie bardzo te rozmowy, wiele się z nich nieustająco uczę. Rzecz jest miła i oczywista gdy przychodzi mi rozmawiać z osobami, którym ekologia nie jest obca. Wyzwaniem są rozmowy z tymi, którzy z upraw konwencjonalnych starają się przejść na naturalne. Jest to zderzenie dwóch światów, dwóch z goła odmiennych perspektyw patrzenia na przyrodę. Czym jest, czego potrzebuje, jak powinno się ją traktować, by z niej korzystać, nie niszcząc.
Trudno mi przyjąć perspektywę, w której zboża, drzewa, warzywa, stają się rodzajem przedmiotu, produktu. Do uprawy którego rolnik dostaje przygotowaną wcześniej od producenta nasion lub nawozów rozpiskę co kiedy lać, czym pryskać, czym nawozić. Znika roślina, jest tabelka. Czy czegoś potrzebuje czy nie, staje się sprawą drugorzędną. Co z tego, że nie atakują jej szkodniki. Jest termin – pryskamy. W maskach, ubraniach ochronnych, rękawicach. Co z tego, że po oprysku przez kilka dni nie można wyjść z domu. Rozpiska rządzi.
Najbardziej jednak zadziwia mnie podejście do ziemi. W konwencjonalnym myśleniu jest jedynie podłożem, materiałem na którym wzrastają plantacje, zboża, sady. I traktują ją tak ludzie, którzy z niej żyją, dla których kontakt z przyrodą jest codziennością, a nie niedzielnym wypadem za miasto. Zastanawia mnie kiedy zaszedł ten proces oderwania od praw natury, zanik obserwacji tego co nas otacza. W którym momencie zachłyśnięcie się naukowymi tabelkami i wykresami przysłoniło obraz faktyczny? Po latach kurczowego trzymania się wytycznych koncernów przychodzi zaskoczenie. Ta wciąż nawożona ziemia coraz gorzej współpracuje z człowiekiem. Mimo kolejnych nakładów środków milczy i daje coraz mniej plonów. Wówczas nadchodzi czas refleksji i początek trudnych rozmów co dalej zrobić i jak jej pomóc.
Czytający te słowa może się zastanawiać po co zajmować się tym co myśli rolnik lub sadownik. A ja uważam, że trzeba i to koniecznie. To właśnie od ich światopoglądu zależy co znajduje się na sklepowych półkach, a w efekcie na naszych talerzach. Od tego zależy nasza jakość życia, zdrowie, samopoczucie. I jeśli ich spojrzenie na świat się zmieni, zmieni się i nasza codzienność. Na lepsze.
Był kiedyś na wsiach taki zwyczaj, do dziś jeszcze gdzieniegdzie kultywowany, że do pierwszego wyjścia wiosennego w pole rolnik zakładał najlepszą, białą koszulę. Ten gest był oznaką szacunku dla ziemi, od której urodzajności zależało przecież życie jego i jego najbliższych. Wtedy jeszcze pamiętano, że ziemia to żywy organizm, któremu należy się nie tylko szacunek, ale i odrobina pokory. Nie na darmo do dziś w naszym języku mówimy, że ziemia rodzi… Wystarczy nad znaczeniem tego słowa się zatrzymać. I pamiętać.